Kraj

Dynamika wzrostu cen wyraźnie zmienia kierunek. W maju w sklepach było o blisko 3 proc. drożej niż rok temu

W maju br. codzienne zakupy zdrożały średnio o 2,9% rok do roku, po podwyżce o 2,4% w kwietniu. Tak wynika z najnowszego raportu pt. „INDEKS CEN W SKLEPACH DETALICZNYCH”. Wygląda zatem na to, że kolejny miesiąc z rzędu rośnie dynamika wzrostu cen w sklepach. Jednocześnie można obserwować efekt powrotu 5% stawki VAT na żywność. Komentujący dane eksperci twierdzą, że podwyżki tym wywołane nastąpią, ale będą dalej odraczane w czasie. Głównie wynikać to będzie z wciąż trwającej wojny cenowej między największymi sieciami handlowymi. Do tego znawcy tematu dodają, że wzrost kosztów prowadzenia działalności zaczyna pomału zmuszać retailerów do myślenia o większych podwyżkach. Nie mogą oni dłuższej brać ich na siebie. Muszą je w końcu przerzucić na konsumentów.

Opublikowane

w dniu

Z najnowszego raportu pt. „INDEKS CEN W SKLEPACH DETALICZNYCH”, autorstwa UCE RESEARCH i Uniwersytetów WSB Merito, wynika, że w maju br. ceny w sklepach detalicznych wzrosły średnio o 2,9% rdr. Zgodnie z analizą przeprowadzoną wg tej samej metodologii, w kwietniu poszły w górę rdr. średnio o 2,4%, a w marcu – o 2,1%.

W ostatnich dwóch miesiącach kluczowym czynnikiem odpowiedzialnym za szybszy wzrost cen w sklepach było przywrócenie stawki VAT na żywność – mówi Marcin Luziński z Santander Bank Polska. – Wzrosty hurtowych cen żywności w naszym kraju i na międzynarodowych rynkach sugerują, że artykuły spożywcze w polskich sklepach detalicznych nie będą spadać – dodaje ekspert.

Jak stwierdza ekonomista Marek Zuber, powrót VAT-u na żywność z pewnością rozłożono w czasie, choć oczywiście nie wszędzie. Ekonomista przypomina, że mrożenie cen przez handel trwało średnio miesiąc, tzn. w niektórych przypadkach trochę krócej lub dłużej. Do tego ekspert rynku retailowego Robert Biegaj z Grupy Offerista dodaje, że wyraźnie widać, iż handel już rozłożył ten efekt na raty. Prawdopodobnie chodziło o to, by klienci zbyt szybko tego nie zauważyli.

W kolejnych miesiącach będzie widać dalszy wzrost konsumpcji, a tym samym – presji inflacyjnej. Jednocześnie zwiększą się koszty prowadzenia działalności przez detalistów. To z kolei będzie oznaczało podwyższanie cen w sklepach. Inflacja podskoczy być może nawet w okolicę 7% rdr. – uzupełnia Marek Zuber.

Jednak wysokość kosztów zakupów nadal wyznacza trwająca wojna cenowa pomiędzy największymi sieciami. Robert Biegaj przewiduje, że w kolejnych miesiącach po odmrożeniu VAT-u ceny będą rosły co najmniej o 5%. Trudno tylko prognozować, w jakim natężeniu i kiedy ta sytuacja będzie miała miejsce.

Do końca roku wzrost cen może sięgnąć 5%. To normalny stan zrównoważonego rynku wewnętrznego. Przyczyną jest stabilizacja popytu przy wyższym poziomie dochodów konsumentów. Niepokojące są tylko rosnące ceny energii – zauważa dr Andrzej Maria Faliński, były dyrektor generalny POHiD-u.

Z kolei dr hab. Sławomir Jankiewicz, prof. UWSB Merito, uważa, że wciąż wolniejszy wzrost cen wynika także z dużego importu jakościowo gorszej, ale taniej żywności z Rosji, Białorusi i Ukrainy. Pozwoliło to na wyhamowanie podwyżek, wywołanych powrotem VAT-u i wzrostem kosztów prowadzenia działalności. Niemniej taka sytuacja nie może utrzymywać się w nieskończoność. Podobnego zdania jest ekspert z Grupy Offerista, który jednocześnie dodaje, że podwyżki oczywiście są nieuniknione, bo sieci handlowe nie mogą cały czas tego kosztu wewnętrznie przerzucać na siebie.

Inflacja w II połowie roku będzie wzrastała. Pytanie tylko o ile, a to zależy od wielu czynników. Jeżeli obecny rząd nie dokona restrukturyzacji, zniszczonych przez poprzednią władzę, spółek strategicznych z udziałem Skarbu Państwa, możemy doczekać się na koniec roku dużego wzrostu inflacji. Nie wiadomo też, jak zachowa się NBP. Wcześniej realizował tzw. druk pustego pieniądza, co miało znaczący wpływ na inflację – zwraca uwagę prof. UWSB Merito.

Kolejni eksperci uważają, że ceny będą szybciej rosły, choć nie ma co się obawiać rekordowych dynamik, jakie obserwowano choćby przed rokiem. Na wzrost inflacji wpływ ma także wygaszanie tarczy ochronnej dla energii i wzrost kosztów wynagrodzeń pracowników. Działania te zaniżały skalę wzrostu cen, ale to się już zmienia i ten trend będzie przyspieszać.

Dynamiki zmian są obecnie mniejsze, niż te poprzedzające rekordowe poziomy inflacji z ostatnich lat. Może się zdarzyć, że niektóre produkty znacznie zdrożeją ze względu na specyficzną sytuację, np. przez zawirowania na globalnych rynkach. Nie oczekujemy jednak powtórki wzrostów z przełomu 2022 i 2023 roku, kiedy zwyżki cen żywności przekraczały 20% rdr. – uspokaja Grzegorz Kozieja, dyrektor Departamentu Międzynarodowy Hub Food and Agri w Banku BNP Paribas.

Ponadto dr hab. Sławomir Jankiewicz uważa, że trend wzrostowy w 2024 roku będzie utrzymywany. Wpływ na to będą miały przede wszystkim takie czynniki, jak duże oczekiwania inflacyjne, wzrost cen energii, gazu, ropy i wynagrodzeń. – Do tego trzeba dodać również niepewność wynikającą z wojny w Ukrainie i Izraelu, a także nieprzewidywalność skali konfliktu gospodarczego między Chinami i USA – wylicza dr hab. Jankiewicz.

Jeżeli w międzyczasie nie pojawią się inne, nowe czynniki wpływające na niepewność na rynku, to tempo inflacji powinno ulec zmniejszeniu. Jednak nie ma wątpliwości co do tego, że konsumenci będą płacić w sklepach więcej niż teraz.

Czas potrzebny na dostosowanie cen po odmrożeniu VAT-u może być trudny do przewidzenia, ponieważ wpływa na to stabilizacja rynków surowców. Istotne mogą być też zmiany w zachowaniach konsumentów, takie jak zwiększona oszczędność lub zmniejszona konsumpcja czy działania regulujące i interwencje rządowe – analizuje dr Joanna Wieprow z Uniwersytetu WSB Merito.

Choć sytuacja makroekonomiczna nie jest dramatyczna, to jednak nie ma warunków do obniżek. Ceny surowców rolnych wciąż pozostają niższe niż przed rokiem, ale spadki nie są już tak głębokie. Cały rynek jest gotowy na stopniowe podwyżki, zwłaszcza w ślad za rosnącymi wskaźnikami optymizmu konsumenckiego. Ekspert z Grupy Offerista zapewnia, że taki stan już ma miejsce, ale sieci handlowe dość ostrożnie lawirują wokół tematu, bo obawiają się negatywnej reakcji konsumentów.

Indeks cen żywności FAO w maju 2024 roku był niższy o ok. 3% rdr. Natomiast jeszcze w styczniu obniżki sięgały 10% rdr. Efekt taniejących surowców będzie stopniowo wygasał – twierdzi dr Mariusz Dziwulski z PKO Banku Polskiego. – Prawdopodobne jest to, że roczna dynamika cen detalicznych żywności będzie podążać w górę. Przywrócenie VAT-u wciąż nie znalazło pełnego odzwierciedlenia w cenach, ale proces ten może się wydłużyć z uwagi na konkurencję sieci – przewiduje dr Dziwulski.

W oczach konsumentów, sytuacja w kraju polepsza się. To może zwiastować szybką zmianę nastawienia w zakresie podejścia do zakupów. Mniej oszczędzania i polowania na promocje oznaczać będzie większą chęć kupowania bez względu na ceny, co da przestrzeń handlowcom do ich podnoszenia. Oczywiście nie można tego robić w oderwaniu od realiów konkurencyjnego rynku handlowego.

Ogólnie w kraju poprawia się koniunktura, dane o wzroście gospodarczym w I kw. wskazały na wyraźne przyśpieszenie konsumpcji prywatnej. Silny popyt konsumentów da sprzedawcom możliwość poprawienia swoich marż, naruszonych przez słabsze warunki gospodarowania w zeszłym roku – podsumowuje Marcin Luziński.

Kraj

Rada Dzieci i Młodzieży. Rekrutacja do końca czerwca!

Opublikowane

w dniu

Wiemy od Was, że koniec roku szkolnego to dla części uczniów niezwykle intensywny czas. Mając to na uwadze, wraz z Rzeczniczką Praw Dziecka zdecydowaliśmy o wydłużeniu rekrutacji tak, by każdy miał szansę przedstawić nam swoją kandydaturę – mówi Jan Gawroński, społeczny zastępca Rzeczniczki Praw Dziecka.

Rada Dzieci i Młodzieży jest powoływana do życia po raz pierwszy w historii istnienia urzędu Rzecznika Praw Dziecka, czyli od 2000 r. – To wyjątkowy organ opiniodawczo-doradczy. To też szansa na podjęcie aktywności społecznej oraz czynienie dobra na rzecz innych – opisuje Jan Gawroński z całego serca zapraszając do wspólnej przygody. – Będziemy działać na rzecz ochrony praw dziecka, ale też głośno mówić, co dla nas ważne – dodaje.

Nic o Was bez Was

Przed Radą szereg wyzwań, w tym: inicjowanie kampanii społecznych i projektów edukacyjnych, organizacja Kongresu Dzieci i Młodzieży, podnoszenie świadomości o możliwości samostanowienia dzieci i młodzieży. Do zadań Rady należeć będzie upowszechnianie wiedzy o prawach dziecka i sposobach ich ochrony, w tym o zadaniach i uprawnieniach Rzeczniczki Praw Dziecka. Rada będzie mogła inicjować działania RPD, formułować postulaty legislacyjne oraz opiniować projekty aktów prawnych w zakresie właściwego poziomu ochrony praw dziecka w Polsce.

Rada będzie również współdziałać z Biurem Rzecznika Praw Obywatelskich, organami administracji rządowej, Sejmem i Senatem, samorządem oraz z Młodzieżowymi Radami Gmin, Miast i Powiatów czy Młodzieżowymi Sejmikami Województw.

Niezwykle ważnym zadaniem Rady będzie też opiniowanie wniosków o nadanie Odznaki Honorowej za Zasługi na Rzecz Ochrony Praw Dziecka. – Zależy mi na tym, by to najwyższe wyróżnienie w dziedzinie ochrony praw dzieci było przyznawane przy faktycznym udziale młodych osób – podkreśla Monika Horna-Cieślak.

Rada ma składać się z dziesięciu ekspertów lub ekspertek powoływanych spośród dzieci i młodzieży na roczną kadencję. Może nimi zostać osoba, która ukończyła 7 lat, ale nie ukończyła 18 lat na dzień zakończenia naboru, wykazuje się działalnością społeczną na rzecz ochrony praw dziecka adekwatną do wieku i stopnia dojrzałości. Chętni powinni przesłać do Biura RPD w formie elektronicznej bądź pisemnej zgłoszenie kandydatury ze wskazaniem zasięgu swojej działalności, jej pionierskości oraz efektywności. Zgodę na kandydowanie i udział w pracach Rady musi wyrazić rodzic bądź opiekun prawny dziecka.

Głos młodych najważniejszy

– Radę tworzą młode osoby dla młodych osób. Taka jest idea i sens – mówi Monika Horna-Cieślak. Opisuje, że w skład komisji oceniającej kandydatów na członków Rady wchodzą wyłącznie ci eksperci Biura RPD, którzy nie ukończyli 18 lat. Komisja swoje oceny przedstawia Rzeczniczce i Społecznemu Rzecznikowi Praw Dziecka. Następnie to już Rada, z własnego grona, wyłania przewodniczącego, zastępcę oraz sekretarza.

Rada działa na posiedzeniach, poprzez wyznaczone przez siebie zespoły robocze oraz komisje problemowe. Poszczególni jej członkowie mogą być również powoływani do określonych zadań. Wydaje uchwały dotyczące rozpatrywanych wniosków i dalszych kierunków prac.

– To młodzi podejmują decyzję, z jakim problemem czy wyzwaniem chcą się zmierzyć. My, dorośli, nie narzucamy swojej narracji. Jesteśmy natomiast i towarzyszymy osobom młodym – dodaje Rzeczniczka Praw Dziecka.

Zgłoszenie należy wysłać do Biura RPD w formie elektronicznej na adres: rpd@brpd.gov.pl bądź pisemnie na adres: ul. Chocimska 6, 00-791 Warszawa do 30 czerwca 2024 roku.

Wszelkie dokumenty niezbędne do rekrutacji znajdują się na stronie: Rada Dzieci i Młodzieży. Rekrutacja do końca czerwca!

Czytaj dalej

Kraj

Mobbing. Pracownicy wciąż boją się oficjalnie donosić na pracodawców

Jak wynika z danych przekazanych przez GIP PIP, w I kw. 2024 r. wpłynęło 255 skarg na działania mobbingowe. To o 20,8% mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, kiedy takich przypadków stwierdzono 322. Większość stanowią skargi podpisane i było ich 245. W pierwszych trzech miesiącach br. Państwowa Inspekcja Pracy podjęła również 231 czynności kontrolnych, tj. o 21,7% mniej niż w analogicznym okresie 2023 roku, kiedy było ich 295. Eksperci przekonują, że dane w żaden sposób nie obrazują faktycznej skali zjawiska mobbingu w polskich firmach. Zauważają też, że pracownicy wciąż boją się oficjalnie zgłaszać tego typu zachowania. Do tego dodają, że mimo wszystko w najbliższym czasie można spodziewać się wzrostu liczby ww. skarg, bo w życie ma wejść dyrektywa o ochronie tzw. sygnalistów. Wówczas pracodawcom dużo trudniej będzie nie dostrzegać problemu.

Opublikowane

w dniu

Jak wynika z danych przekazanych przez GIP PIP (Główny Inspektorat Pracy – Państwowa Inspekcja Pracy) w I kwartale br. wpłynęło 255 skarg w kwestii podejrzeń o działania mobbingowe. Oznacza to spadek aż o 20,8% w stosunku do analogicznego okresu ubiegłego roku, kiedy stwierdzono 322 takie przypadki. W skali całego kraju jest to więc zdecydowanie niewielka liczba. Jednak niekoniecznie musi oznaczać, iż są faktyczne powody do optymizmu.

Spadek liczby zgłoszeń o 20,8% może wynikać z tak różnych czynników, jak poprawa kultury organizacyjnej w firmach czy lepsze procedury zapobiegania mobbingowi. Niestety, ale powodem mogą być również obawy pracowników przed zgłaszaniem takich przypadków – mówi Iwona Szmitkowska, pełnomocnik zarządu organizacji Pracodawcy RP ds. rynku pracy. – Liczba zgłoszeń może nie odzwierciedlać rzeczywistej skali problemu. Pracownicy mogą unikać formalnego zgłaszania takich sytuacji – dodaje ekspertka.

Natomiast adwokat Bartłomiej Raczkowski zauważa, że Państwowa Inspekcja Pracy nie jest organem, do którego takie roszczenia się zgłasza. Co do zasady jest to bowiem sąd i przed nim dochodzi się sprawiedliwości w tej kwestii. – Zgłoszenia do Państwowej Inspekcji Pracy traktuje się jako działania uboczne osób, które nie są zdecydowane na sądowne dochodzenie roszczeń. Chcą sprawdzić, czy ktoś się zajmie ich sprawą i czy da rozwiązać się dany problem – komentuje mec. Raczkowski.

Ekspert podkreśla również, że wciąż zdecydowana większość spraw mobbingowych nie trafia do sądu, ponieważ jest załatwiana na poziomie zakładu pracy. Dane GIP PIP pokazują, że I kwartale br. podjęto 231 czynności kontrolnych, czyli o 21,7% mniej niż w analogicznym okresie 2023 roku, kiedy było ich 295. Może to wskazywać na zmniejszenie się skali niekorzystnych zjawisk na linii pracownik – pracodawca, co jednak niekoniecznie musi odpowiadać rzeczywistości.

Problem mobbingu może maleć, jeśli działania prewencyjne i wzrost świadomości wśród pracodawców przynoszą efekty. Narastają obawy dotyczące składania skarg, szczególnie w niepewnych warunkach rynkowych, gdy pracownicy mogą bać się utraty pracy – stwierdza psycholog Michał Murgrabia z platformy ePsycholodzy.pl. – Sytuacja na rynku, w tym częstsze niż kilka lat temu wykonywanie pracy zdalnej i hybrydowej, może zmniejszać liczbę zgłoszeń. Pracownicy mają bowiem mniej bezpośrednich interakcji – uzupełnia Murgrabia.

Z przekazanych danych wynika również, że zdecydowaną większość stanowią skargi podpisane. W I kw. br. było ich 245, a anonimów – 10. Rok wcześniej odpowiednio 308 i 14. Eksperci podkreślają, że wciąż wiele osób nie wie o tym, że skarga niepodpisana nie jest analizowana. Jak wynika z danych GIP PIP, w I kw. br. było 18 zasadnych skarg na mobbing. To o 14,3% mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, kiedy było ich 21.

Podpisanie skargi stwarza większe szanse na podjęcie czynności kontrolnych, ponieważ dostarcza konkretnych informacji, które mogą być niezbędne do przeprowadzenia skutecznego dochodzenia. Mniejsza liczba anonimowych zgłoszeń może świadczyć o większej świadomości pracowników na temat procedur zgłaszania takich spraw – podkreśla Michał Murgrabia.

Z kolei Aleksandra Romel-Domarecka, ekspertka w zakresie budowania kultury pracy z Uniwersytetu WSB Merito, zauważa, że część skarg może oczywiście dotyczyć zachowań, które nie spełniają prawnych kryteriów mobbingu. – Pracownicy mogą błędnie interpretować pewne działania przełożonych. Często granica, czy jakieś działanie jest nadużyciem czy nie, jest bardzo cienka – wyjaśnia ekspertka. – Pocieszające jest jednak to, że zachowania, które kiedyś traktowane były jako normalne, dzisiaj są oficjalnie zgłaszane. Młodzi pracownicy wprowadzają na rynek pracy nowe standardy i są najbardziej świadomi tego, jak należy ich traktować – tłumaczy Romel-Domarecka.

Według najnowszych i ogólnie dostępnych na rynku badań, w drugiej połowie 2023 roku aż 41,4 proc. pracujących Polaków doświadczyło w miejscu pracy zachowań o charakterze mobbingowym. – Spadek może oznaczać skuteczność działań prowadzonych przeciwko takim sytuacjom w firmach. Pracownicy mogą być bardziej świadomi swoich praw i obowiązków, co może prowadzić do lepszego zarządzania konfliktami w miejscu pracy, zanim eskalują one do szkodliwego poziomu – zaznacza Michał Pajdak z platformy ePsycholodzy.pl.

Eksperci są przekonani, że skala zjawiska będzie narastać. Zdaniem Iwony Szmitkowskiej, po wprowadzeniu ustawy o sygnalistach można spodziewać się wzrostu liczby zgłoszeń mobbingu, ponieważ pracownicy będą czuć się bezpieczniej, zgłaszając je. – Liczba czynności kontrolnych może również wzrosnąć, aby odpowiedzieć na liczbę zgłoszeń. Kluczowe czynniki to efektywność wdrożenia ustawy, poziom zaufania pracowników do systemu zgłaszania oraz kultura organizacyjna w firmach – wylicza Iwona Szmitkowska.

Do tego adw. Bartłomiej Raczkowski informuje, że osoby zgłaszające niewłaściwe zachowania w firmie będą miały szczególną ochronę prawną, więc może to wpłynąć na liczbę skarg i podnieść odwagę osób, które chcą je zgłosić. – Już teraz mają ochronę prawną. Nawet jeżeli ustawa o ochronie sygnalistów nie obejmie zgłoszeń dot. prawa pracy, to i tak odwet przeciwko zgłaszającym takie sytuacje jest nielegalny – zapewnia mec. Raczkowski. W jego opinii, istotne jest to, w jaki sposób pracodawcy sobie z tym radzą i czy podchodzą do skarg uczciwie, chcąc po prostu wyjaśnić sprawę.

Natomiast Aleksandra Romel-Domarecka uważa, że trudno przewidzieć, czy liczba skarg będzie rosła, spadała czy też pozostanie niezmieniona. – Na pewno rośnie świadomość pracowników, a to może spowodować wzrost zgłoszeń, bo łatwiej będzie pracownikowi zidentyfikować rodzaj stosowanej przemocy i zareagować – mówi Romel-Domarecka. Ekspertka zwraca też uwagę na to, że wkrótce pojawi się instytucja sygnalisty. Pracodawcy będą wtedy musieli opracować procedurę wewnętrznych zgłoszeń niepokojących w firmie zdarzeń, która określi zasady przyjmowania takich zgłoszeń i stworzy kanały do ich podejmowania.

Nowe przepisy z pewnością są potrzebne i mogą zmienić sytuację, ale to na pewno nie stanie się tak od razu. W pracownikach wciąż jest spory strach przed ewentualnym odwetem po stronie pracodawcy. Dopóki czują ten lęk, dopóty zgłoszeń wciąż będzie zbyt mało. Niestety, z moich obserwacji wynika, że problem wcale nie jest w odwrocie, jakby wskazywały powyższe dane. Jest wręcz przeciwnie. Pracownicy wciąż są wystraszeni i boją się oficjalnie donosić na pracodawców – podsumowuje psycholog Michał Murgrabia.

Czytaj dalej

Kraj

Połowa Polek i Polaków uważa, że określenie „urlop macierzyński” jest lekceważące. Trwa zbieranie podpisów pod petycją na rzecz zmiany tego określenia

Tylko 12 proc. Polek i Polaków nie widzi potrzeby zmiany społecznego postrzegania urlopu macierzyńskiego, a niemal 90 proc. uważa, że określenie „urlop” nie pasuje do okresu opieki nad dzieckiem w pierwszych miesiącach jego życia.

Opublikowane

w dniu

88 proc. Polek i Polaków przyznaje, że opieki nad dzieckiem w ciągu pierwszych miesięcy jego życia nie można nazwać urlopem, a zdaniem 46 proc. określenie „urlop macierzyński” jest lekceważące w stosunku do wykonywanych w tym czasie zajęć. Spośród badanych kobiet uważa tak 55 proc., podczas gdy wśród mężczyzn tylko 36 proc. To dane z badania na reprezentatywnej próbie Polaków przeprowadzonego w ramach akcji Sukcesu Pisanego Szminką, mającej na celu zmianę sformułowania „urlop macierzyński / rodzicielski / ojcowski” na „przerwa macierzyńska / rodzicielska / ojcowska”. Badanie przeprowadziły Dorota Peretiatkowicz i Katarzyna Krzywicka-Zdunek.

Słowa kreują rzeczywistość, jednocześnie, gdy zmienia się rzeczywistość, to trzeba do niej dostosować słowa, aby obecną rzeczywistość oddawały. Chcemy, żeby sformułowania takie jak „urlop” i „siedzenie w domu” w odniesieniu do opieki nad dzieckiem nie były używane. To nie tylko kwestia semantyki, ale też opinii o pracy wykonywanej w domu, która jest ciężka, niewdzięczna i niedoceniana. Chcemy zmienić społeczne postrzeganie roli rodziców, szczególnie matek, w trakcie tego pełnego wyzwań okresu. W szeroko pojętym interesie społecznym i gospodarczym leży wspieranie pracujących rodziców. Zmiana nomenklatury to mały krok, który może się przyczynić do znacznie większej zmiany. Głos Polaków jest na to dowodem – mówi Olga Kozierowska, prezeska Sukcesu Pisanego Szminką i pomysłodawczyni akcji.

Opieka nad dzieckiem to nie „siedzenie w domu”

49 proc. Polek i Polaków uważa, że podczas pierwszych miesięcy życia dziecka kobieta zajmuje się wyłącznie nim, z pominięciem codziennych obowiązków domowych, przy czym w grupie samych kobiet odsetek ten wynosi 41 proc., a w grupie mężczyzn 56 proc. (według 42 proc. zajmuje się także obowiązkami domowymi, 34 proc. – gospodarstwem, a 32 proc. – pozostałymi dziećmi). Przekonanie to może podkreślać fakt, że w odniesieniu do osób przebywających na urlopie macierzyńskim mówi się czasem, że „siedzą w domu”. Według 61 proc. badanych – 75 proc. kobiet i 46 proc. mężczyzn – używanie takiego określenia powoduje, że to, co się w tym czasie robi, jest postrzegane jako nieważne. Jednocześnie jedynie 21 proc. Polek i Polaków jest zdania, że zdecydowanie łatwiej jest zajmować się dzieckiem w domu niż być odpowiedzialnym za utrzymanie rodziny.

W naszej akcji chodzi o to, żeby docenić matki i ich pracę. W Polsce nadal popularne jest przekonanie, że opieka nad dzieckiem jest naturalnym obowiązkiem kobiety, podczas gdy mężczyzna powinien skupiać się na karierze zawodowej i utrzymaniu rodziny. Kobieta po urodzeniu dziecka jest uważnie obserwowana przez soczewkę społeczną, oceniana i porównywana do innych kobiet. Jednocześnie udział ojców w opiece nad dzieckiem jest bardziej doceniany. Jednak jako matki też powinnyśmy pozwalać, by ojcowie bardziej angażowali się w rodzicielstwo. Nie „pomagali” w nim, tylko uczestniczyli mówi Katarzyna Krzywicka-Zdunek, współtwórczyni inicjatywy Socjolożki.pl Zwiększenie świadomości społecznej na temat rzeczywistej wartości pracy podczas przerw macierzyńskich i rodzicielskich może prowadzić do większego wsparcia i doceniania rodziców ze strony społeczeństwa i instytucji publicznych, co przekłada się m.in. na poprawę ich zdrowia psychicznego i fizycznego.

W Polsce bardzo mały odsetek mężczyzn korzysta z przysługującego im urlopu w pierwszych miesiącach życia dziecka, mimo ubiegłorocznych zmian w przepisach, wprowadzających dwutygodniowy urlop ojcowski i niezależne prawo do urlopu rodzicielskiego oraz dodatkowe dziewięć tygodni nietransferowalnego urlopu rodzicielskiego dla ojców. Tymczasem wielu młodych ojców chce brać udział w opiece nad dziećmi, a badania pokazują, że kiedy oboje rodziców angażuje się w wychowanie, dzieci lepiej się uczą, rzadziej mają problemy psychologiczne i psychiatryczne, mają wyższą odporność i są szczęśliwsze.

Petycja o zmianę sformułowania „urlop macierzyński”

Jedynie 12 proc. Polek i Polaków nie widzi potrzeby zmiany społecznego postrzegania urlopu macierzyńskiego, a 30 proc. uważa, że obecnie funkcjonująca nazwa jest odpowiednia dla tego okresu. Zdaniem 48 proc. termin ten nie jest odpowiedni. Wśród propozycji, które mogłyby ja zastąpić, najczęściej wskazywano „czas opieki nad dzieckiem” (37 proc.) i „przerwa macierzyńska” (32 proc.).

Akcję wspiera Fundacja Share The Care z postulatem zmiany nazwy „zasiłku macierzyńskiego” na „zasiłek rodzicielski”. Obecne nazewnictwo sugeruje, że jest to świadczenie przeznaczone tylko dla kobiet, co nie jest prawdą.

Petycję można przeczytać i podpisać TUTAJ.

Czytaj dalej
Reklama

Na czasie