[lead]Od wielu już lat, gdy za oknami słota i plucha, wybieramy z grupą przyjaciół na kilkudniowy wypad w nieco cieplejsze strony. Wyrwanie się z kraju sprawia, że jesienna chandra omija nas szerokim łukiem, a smutne i deszczowe październik i listopad przemijają jakoś dużo szybciej niż zwykle.[/lead]
Tym
razem polecieliśmy z Berlina do Lizbony. O wyjeździe do Portugalii
marzyłem od lat. Drogie bilety lotnicze skutecznie od wylotu do
kraju Cristiano Ronaldo odstraszały. Tak naprawdę o odwiedzeniu
kraju z półwyspu Iberyjskiego zacząłem marzyć jeszcze w latach
80-tych, gdy pod koniec dekady Józef Młynarczyk bronił w
tamtejszym FC Porto.
Wiosną
tego roku zacząłem szukać promocji w tanich liniach lotniczych. W
kwietniu w Ryanair znalazłem w miarę tanią ofertę. Wylot z
Berlina do Lizbony w środę, powrót w niedzielę wieczór. Po
przeliczeniu bilet w obie strony dla jednej osoby kosztował około
500 zł. Nie była to może super okazja, ale uznałem, że dłużej
Portugalia czekać na mnie nie może. Nocleg tradycyjnie zamówiliśmy
za pośrednictwem strony airbnb. Za cztery noclegi dla czterech osób
zapłaciliśmy 1500 złotych, czyli za noc od osoby około 85
złotych. Mieszkaliśmy w dwupokojowym, w pełni wyposażonym
mieszkaniu, znajdującym się w samym centrum turystycznej części
Lizbony. Do metra mieliśmy 300 metrów, a do fantastycznych
lizbońskich tramwajów, w tym przystanku historycznej linii numer
28, jeszcze bliżej.
[subtitle]Czuć średniowieczny klimat[/subtitle]
Lizbona
spełniła wszystkie nasze oczekiwania. Pogoda była idealna, 21-22
stopni i prawie cały czas słońce świeciło w pełni. Choć wiele
miast w życiu wiedzieliśmy i dość trudno nas czymś już
zachwycić, stolica Portugalii urzekła nas bardzo. Miasto znajduje
się w otoczeniu kilku wzgórz. Na większość z nich weszliśmy
spacerkiem. Widoki zapierają dech w piersi. W wielu miejscach nad
rzeką Tag czuje się unoszący w powietrzu duch średniowiecznych
odkrywczych wypraw Vasco da Gamy. Wieża Belem, obok której
przepływały w XVI wieku statki wypływające w dalekie, nieznany
eskapady, to jeden z najważniejszych zabytków w Portugalii. Oprócz
znajdującego się nieopodal Klasztoru Hieronimitów, znajduje się
na liście zabytków UNESCO. Te dwa miejsca to obowiązkowe punkty
wizyty w Lizbonie.
[subtitle]Z kartą dużą taniej[/subtitle]
Bezwzględnie
zwiedzanie stolicy Portugalii należy rozpocząć od zakupu karty
turystycznej. Ma różny termin ważności, my jeszcze na lotnisku
zakupiliśmy trzydniową, za 40 euro. Upoważnia do bezpłatnych
przejazdów metrem, autobusami i tramwajami, a także do bezpłatnego
wstępu do 10 atrakcji turystycznych. Z lizbońską kartką niemal
wszędzie wchodzi się z pierwszeństwem, z pominięciem niekiedy
bardzo długich kolejek.
[subtitle]Tramwaj atrakcją[/subtitle]
W
Lizbonie koniecznie trzeba spróbować słynnych babeczek Pasteis de
nata, na francuskim cieście z budyniem w środku. Podgrzane smakują
wyśmienicie.
Lizbona
zachwyca architekturą, której znakiem szczególnym są azulejo,
czyli ceramiczne płytki, którymi wyłożona jest elewacja
większości budynków. Warto wpaść do muzeum azulejo (wstęp z
kartą za darmo).
Koniecznie
też trzeba przejechać się tramwajem linii numer 28, który wspina
się wąskimi uliczkami nekiedy ocierając się wręcz o gzyms
budynków. Wagony przypominają te z lat 60-tych i 70-tych jeżdżących
między innymi po ulicach Szczecina. Dla mnie była to sentymentalna
podróż i wspomnienie lat młodzieńczych.
[subtitle]Liga Europy na średnim poziomie[subtitle]
Jako
fani futbolu nie mogliśmy oczywiście nie skorzystać z okazji i nie
wpaść na mecz Ligi Europy. W czwartek Sporting Lizbona podejmował
Rosenborg Trondheim. Spokojni kibice z Norwegii spacerowali do
mieście, nie byli przez nikogo niepokojeni. Bilet na mecz kosztował
20 euro. Spotkanie obejrzało około 32 tysiące widzów, obiekt
Estadio Jose Alvalade może pomieścić ponad 50 tysięcy widzów,
więc na trybunach momentami były pustki. Sporting wygrał z trudem
1:0, a mecz nie zachwycił poziomem.
Cztery
dni w Lizbonie minęły bardzo szybko. Nie zdołaliśmy obejrzeć
wszystkiego, nie daliśmy rady na przykład pojechać na najbardziej
na zachód wysunięty skrawek lądu Europy. Nie byliśmy też na tak
zwanej prowincji. Portugalię ledwo co liznęliśmy. Bez wątpienia
Lizbona jest jednym z najpiękniejszych miast Europy.
[subtitle]Obraz falsyfikatem[/subtitle]
Co nam się nie podobało? Zostaliśmy nabici w przysłowiową butelkę przez rzekomego artystę, który sprzedawał obrazy z lizbońskimi widokami. Kupiliśmy dwa, które okazały się falsyfikatami. Teraz śmieję się z samego siebie i z tego jak bardzo byłem naiwny uważając obraz za oryginał. Zapłaciłem frycowe, co jednak w żadnym razie nie zmienia mojego odbioru stolicy Portugalii. To piękne miasto, do którego w przyszłości na pewno jeszcze spróbujemy powrócić.